wtorek, 13 października 2009

To był naprawdę dziwny dzień. Jeden z najdziwniejszych dni w moim całym, calutkim życiu. Poczynając od tego, że ubrałem krótkie spodenki do szkoły i bluzę tylko, przez to, że moja karta od telefonu, którą uznałem za zaginioną dwa dni temu, znalazła się w BUCIE Jasia. Rozumiecie? W bucie? Ja naprawdę nie wiem, jakim cudem to tam się znalazło. A skończywszy na rozerwanym bilecie przez Błażeja, krótką wycieczką 4 zakończoną tuż przed pierwszym przystankiem na linii. Musiałem ruszyć swoją dupcię z ciepłego, przytulnego tramwaju, musiałem wstać z krzesła, musiałem wyjść, a akurat usiadłem tak dobrze, że słyszałem dość fascynującą rozmowę studentów. Jeden opowiadał, że widział plakat akcji "Geje, lesbijki i przyjaciele" - czyli parady równości. Drugi na to pytał, co by dostał, gdyby obrzucił ich jajami. Później kolejny wygłosił tyradę na temat homoseksualistów i jego stosunku do nich. Na to drugi odparł, czy ten Kolejny ma takie same zdanie o "czarnuchach". Na to Kolejny odparł, że nie, bo gejostwo to choroba i powinni na tę paradę zrzucić bombę. Na to Trzeci odparł, że nie, bo - przytomnie przypomniał - będą tam lesbijki, a on do lesbijek nic nie ma, a nawet stwierdził, że chętnie by przyszedł na nie popatrzeć. Także gdyby nie awaria trakcji, moja podróż odbywałaby się w pięknej, męskiej atmosferze niczym nie ograniczonej. Jednakże miało być coraz gorzej. Po pierwsze do przystanku było jakieś 7 minut na piechotę, a po drugie - tuż przed dojściem do przystanku uciekło mi 145, tak więc musiałem czekać kolejne 15 minut na mrozie.

Dzisiaj działy się naprawdę dziwne rzeczy, ale nie mam zamiaru opisywać tu a gdzie indziej, a tego ty, drogi czytelniku, na pewno nie przeczytasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz